Tylko kochankowie przeżyją





Galeria Widna, Kraków
08.2020
kuratorka Ania Batko

Barthes porównuje miłość do aktu rewolucyjnego, który tak jak ona jest jednym z najbardziej wytartych stereotypów, ale który sam siebie postrzega jako coś absolutnie wyjątkowego. Z kolei Freud do samobójstwa, które charakteryzuje to samo pochłaniające pragnienie zdobycia obiektu. Miłość to dwoje zwierząt, które pożądają się do utraty zmysłów. Albo jedna kupa mięsa i dwa duchy złączone bezmyślnym afektem. To z kolei pisze Witkacy.
Miłość jak chce Bataille to zgoda na ból. Na przykre wrażenia zmysłowe. A jej podmiot to ciało polityczne obwarowane nakazami i zakazami. W tym sensie miłość to tylko stosunek sił, zapętlające się poddanie i dominacja, których granice na zmianę się wymusza i negocjuje. Parafrazując klasyka, ani władza nie może być praktykowana bez miłości, ani miłość nie może nie płodzić władzy. Kochankowie, jak pisze Monika Ochędowska na Dwutygodniku, zupełnie jak państwa, w momencie gdy czują się ze sobą dobrze, zaczynają gnić. Rozpadać się jak słodka i lepka powłoka z cukru. Nawet jeśli jak chce Jarmusch, „Tylko kochankowie przeżyją”.
Wystawa jest o miłości, ale równie dobrze mogłaby opowiadać o władzy, przemocy, zwłaszcza tej symbolicznej albo zarazie. Życiu jako śmiertelnej chorobie przenoszonej drogą płciową i miłości w czasach zarazy, ale też o miłości, która sama jest zarazą. Najpewniej kolorową. O zaplątaniu w tkliwą sieć i byciu na huśtawce, która nie chce się zatrzymać. I z której co najwyżej można spaść.
Mówienie o miłości zawsze jest banalne. Nas dyskurs o miłości interesuje w takim samym stopniu jak dyskurs miłości. Fascynuje nas ciało i ciała, emocje wprzężone w pola biologiczno-chemicznych równań i ciągów przyczynowo-skutkowych wpisanych w tę samą racjonalistyczną strukturę co prawo albo polityka. Miłość, która na poziomie hormonów daje ten sam efekt co tabliczka dobrej, szwajcarskiej czekolady. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy uzależnionymi od siebie i cukru krwiopijcami. I jak u Jarmuscha, ta obsesja siebie staje się stratą życia, które moglibyśmy spędzić na tańcu. Nawet jeśli to taniec na mającym za chwilę wybuchnąć wulkanie. Miłość, bo miłość jak pisał Camus nomen omen w „Dżumie”, chce tylko tej odrobin przyszłości, jest dziś jak ta kula na gazie. Podgrzewana do czerwoności planeta, bo której spływ przypominająca spermę substancja. Człowiek z cukru, co przeczuwamy instynktownie, w każdej chwili może się rozpuścić.





Mark